poniedziałek

Powołanie do świętości - powołaniem do szczęścia

Słuchałem wczoraj Radia Maryja i audycji z ks. prof. Franciszkiem Drączkowskim. Mówiono w niej o powołaniu do świętości jako do szczęścia. Wpisuje się ona we wszystkie Noce, Marsze, Korowody Świętych i inne akcje parafialne. Większość z nas pewnie była ich świadkami.
Dlatego chcę podzielić się moją refleksją o świętości.
Ja także uczestniczyłem w Nocy Świętych w swojej parafii. Proboszcz zorganizował nam Mszę świętą z wigilii uroczystości, po niej był przemarsz i krótkie czuwanie przy relikwiach. Sporo dzieci z naszych rodzin przebrało się za swoich świętych patronów. Ale choć popieram szczerze wszystkie mądre akcje mające na celu krzewienie wiary i wartości chrześcijańskich, to nasza Noc Świętych była niewypałem.
Tym co mnie mocno uraziło był chaos i brak organizacji. Liturgia była nieprzygotowana, podobnie marsz. Relikwie zabrane z ołtarza przez przypadkowych ludzi pozostały gdzieś w tłumie pątników - nie były wyeksponowane (osobiście bałem się, że ktoś gdzieś się zakręci i tyle będziemy widzieli relikwiarz wraz z cenną zawartością). Ksiądz popisywał się wokalem, niosąc pod pachą jakąś wielką figurę (chyba Maryi). Ponieważ procesja nie była w ogóle przygotowana ludzie idąc modlili się Koronką. Młodzież z gimnazjum głośno rozmawiała o dyskotece na Halloween jednocześnie niosąc figurki i wizerunki świętych. Czuwanie polegało na kilku beznadziejnych dowcipach, bez morału oraz występach dzieci przebranych za świętych. Żadnego ucałowania relikwii, żadnego pomysłu na uwielbienie Boga w Jego świętych, totalna dezorganizacja!
Dwa lata temu, kiedy moja wspólnota przygotowywała czuwanie o świętych, zrobiliśmy to rzetelnie. Szykowaliśmy się dwa miesiące. Opracowaliśmy scenariusz czuwania, podział ról, zadbaliśmy o porządkowych, przygotowaliśmy krótkie kalambury w sali parafialnej (z cyklu: "jaki to święty?" co miało być zachętą do poznania życia i nauczania świętych). Przygotowaliśmy karteczki z myślami świętych, które rozdawaliśmy wiernym przy wyjściu. Nie wiem, kto organizował to teraz. Ale błagam duszpasterzy - nie bierzcie się za jakieś natchnione pomysły, jeśli nie macie do tego porządnych przygotowań! Inaczej to tylko klapa.
Następnego dnia słuchałem audycji z ks. prof. Franciszkiem. Wysłuchałem do końca, ale poczułem się zawiedziony. Wszyscy głośno trąbią "święty uśmiechnięty", "powołanie do szczęścia" itd. A dlaczego ciągle pomija się aspekt pokuty, umartwienia, cierpienia u świętych? Mam wrażenie, że nikt dziś o tym nie mówi. Może to nowomoda na charyzmatyczność, która głosi że Bóg nie chce mojego cierpienia i chce każdego uzdrawiać, byśmy byli szczęśliwi i spełnieni w życiu? Może dlatego że nam pasuje Franciszek radośnie rozmawiający z ptaszkami i rybkami, a nie pasuje Franciszek który zgodził się na życie nędzarza po to by przybliżyć się do ewangelicznego ideału? Pasuje nam Paweł z Tarsu który głosi uproszczony kerygmat (kerygmat Jose Prado Floresa, a nie Chrystusa), a nie Paweł uwięziony i bity w imię Jezusa.
Święci cierpieli i pokutowali bo kochali. Chcieli przybliżyć się do Jezusa i dla Niego byli zdolni do wielu wyrzeczeń. Moja siostra była w ciąży zagrożonej. Musiała leżeć wiele miesięcy nieruchomo w łóżku, by utrzymać ciążę. Ona kobieta pełna życia i bardzo aktywna musiała zgodzić się na takie wyrzeczenie, ale nie lamentowała i nie skarżyła się bo kochała swe nienarodzone dziecko. Dziś cieszą się niebem i miłością Bożą oczyszczeni od zła i grzechu. A my chcemy bez oczyszczenia cieszyć się tylko miłością i pocieszać się tym jaki jestem wspaniały. Tkwiłem w takim myśleniu mocno, więc to także i moja wina.
Na koniec chcę odpowiedzieć Panu, który mówił, że co zrobić jeśli małżeństwo się rozpadło bo ktoś nie miał daru silnej wiary? Drogi Panie, popełniasz u podstaw błąd logiczny. Jeśli nasza wiara jest słaba albo jej nam brak - trzeba coś z tym zrobić, a nie trwać w rozpaczy. Poza tym wiara jest dana każdemu, ale nie każdy chce ją przyjąć. Ci którzy cieszą się silną wiarą wypracowali to dzięki łasce Boga i własnej pracy nad sobą. Wreszcie z doświadczenia powiem Panu, że małżeństwo to nie tylko wiara w Boga, ale też dialog, komunikacja, wybaczenie, wyrozumiałość, dobroć, bezinteresowność, szczerość, kompromis, gotowość do poświęcenia, słuchanie itd. Wiele ludzkich cech co wymagają ludzkiego wysiłku. Choć wiara na pewno tu pomaga to nie łudźmy się że to jedyna cecha potrzebna do utrzymania szczęśliwej rodziny.

Brak komentarzy: